piątek, 25 października 2013

Jajo i kura

      Dziś sprzątałam kurnik i układałam "kanapki" w foliaku ( kurzeniec + ścięta trawa wymieszana z liśćmi na wierzch). Fiołkami to nie pachniało... Po tym porządny, ciepły prysznic z ekologicznym, pachnącym mydełkiem. Ja jednak lubię mieć bieżącą wodę :)))

      Lubię tez nasze kury, bajecznie kolorowego koguta Dominika III, dwie zielononóżki, trzy metyski czarnej maści i z różnokolorowymi łapkami. Nasze stado podstawowe. Jest jeszcze Dominik Junior, którego bym chętnie oddała w innym celu, niż do gara. Zapowiada się równie dekoracyjnie, jak tata. Kury trzymamy w zasadzie tylko dla jajek, czasem jakiś chudy rosół z nadprogramowego kogucika się trafi. Od lat też wysiadują same pisklęta, co dziś jest coraz rzadziej spotykane.
     Sama wygoda taki wychów piskląt z matką, praktycznie wcale się nimi nie zajmuję, ot - dam trochę specjalnej karmy w pierwszych dniach życia (jajko na twardo, twarożek, kasza, siekany krwawnik i pokrzywy).

     Istnieją dwie opcje naturalnego wychowu kur. Ewa, jak pisała, wypuszcza swoje do lasu i nie musi ich karmić. U nas las daleko, mieszkamy w łąkach, gdzie lisy i jastrzębie potrafią porwać nam kurę wręcz przed naszym nosem z podwórka. Mały kundelek Tiki potrafił je bronić, uwieszając się łap jastrzębia albo goniąc za lisem, ale nie zawsze mu się udawało. Potrafiłam w ciągu kilku dni stracić całe stado. Poza tym Piotruś Wielki nie cierpiał, a raczej cierpiał, że rozgrzebują mu grządki. A ja cierpiałam razem z kurami, kiedy widziałam je zamknięte na niewielkim wybiegu (50 m. kw.) Więc mój mąż postanowił upiec kilka pieczeni na jednym ogniu - ogrodził siatką zarośnięty drzewami i krzewami szmat ziemi za garażami, duży bardzo (ok. 12 m. na 25). W ten sposób chroni swoje ukochane buki czerwone czy inne kasztanowce przed krowami, co wdzierały się z sąsiedniej łąki, ma zamknięte (symbolicznie, bo symbolicznie, ale jednak) miejsce do składania swoich rozmaitych "materiałów" (deski, blacha itp.), a kury mają ogromny wybieg z drzewami, krzewami, trawą, piaszczystą plażą i masą zakątków. Mają tam nawet coś w rodzaju pryzmy kompostowej pod krzakiem, gdzie wyrzucamy różne resztki roślinne, a one z zapałem grzebią tam za robakami. Piotruś posunął się nawet do tego, że zrobił solidną kamienną podmurówkę (żeby lis się nie podkopał) i rozwiesiliśmy flary na kształt sieci pajęczych między drzewami, kiedy okazało się, że jastrzebi same drzewa nie powstrzymają.
     Musze jednak swoje kurasie trochę dokarmiać ziarnem albo gotowanymi ziemniakami z osypką i dolomitem, latem mniej, zimą więcej. Zimą dostają też zieleninę - jakieś liście kapusty, obierki oraz siano.

     Co z tego mam? Jaja od naprawdę szczęśliwych kur! I to prawie przez cały rok, bo kiedy stare robią zimową przerwę, to zaczynają nieść się te wyklute pod koniec lata. U mnie nawet kury 4 letnie niosą się bardzo przyzwoicie. Smak naszych jajek jest niezrównany, a i wartość pewnie też. Oraz pierwszorzędny nawóz do ogrodu, co też jest ważne.

     W celu wybicia ewentualnych bakterii i pasożytów, po sprzątnięciu rozścielam na podłodze warstwę trocin sosnowo-świerkowych. Mamy przyjacielskie układy z tutejszym właścicielem tartaku, który pozwala nam wziąć czasem kilka worków. Trociny służą nam też za żwirek dla kotów. Ponieważ nie jest zdrowe dla kur wdychanie pyłu z trocin, przykrywam je warstwą słomy. Kurasie wyglądały na zadowolone z nowej wyściółki.

    Ponieważ chwilowo nie mam zdjęć kur, a Dominik się pierzy i nie wygląda chwilowo zbyt ładnie, to daję zdjęcie Tikiego, ich "pasterza" i obrońcy.


    

17 komentarzy:

  1. Słodki ten Wasz pies pastersko - obronny :) A jajka od szczęśliwych kur smakują zupełnie inaczej niż fermowe.

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest pies zaczepno-obronny: najpierw zaczepia, a potem trzeba go bronić. :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Taki mój Kruczek ma "pokrój", kiedy leży do góry kołami;)
    Mój Tata nigdy nie był miłośnikiem drobiu, ale od roku mam stadko 15 kurek i kogucika - jest zachwycony nimi, a one go kochają jak psy swojego pana. A jakie jajka!!!! Cudo!!!! Moje dziecko je tylko takie;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Alez się mizdrzy do obiektywu!

    A o kurzym traktorze słyszałaś? ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie, powiedz....
    A Tiki jest tak wytresowany, że jak się powie "no,pokaż pokochaj kundelka, pokochaj...", to zaraz się fajta na grzbiet i jeszcze łapki błagalnie składa :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Babulinko ! Czytajac Twojego bloga zatesknilam za taka prawdziwa wsia ...z piejacym kogutem rano ,gdakajacymi kurami i ryczacoM mucka "Kargulowo ";))))Pieknie to wszstko opisujesz ,chociaz to naprawde ciezka praca ...mialam 10 siecioletni epizod w swoim zyciu na wsi i taka prace ! ale bylam mloda i pelna zapalu i sil i chociaz urodzilam sie w duzym miescie i wychowalam ,to polubilam ta prace na wsi ....a jak mi bylo ciezko to przypominalam sobie Barbare z "Nocy i dni "i Serbinowo;) Pozdrawiam Cie serdecznie i bede codziennie wirtualnie odwiedzac :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj, Magdaleno. My mieszkamy na wsi, ale nie mamy gospodarstwa, to nasz sposób na spędzanie emerytury. Mamy tylko spory ogród (3 hektary), który w części zasadziliśmy lasem. Praca jest, ale bez przesady, bo ja robię tak, żeby jak najmniej się narobić. Stąd te różne sposoby uprawy alternatywnej, sprawdzone od lat. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiesz, opisujesz swoje poczynania w niezmiernie interesujący sposób i rzeczywiście można sobie wyobrażać, że niczego innego nie robisz, tylko harujesz. W kompleksy wpadam. Ja mam tylko 6 tys. metrów i gdybym chciała wszystko obrobić...Ale nie mam takich ambicji. Wokół domu jako tako, a dalej rezerwat przyrody. Są jeże, jaszczurki różnej maści, zaskrońce jak moje ramię, masa żab, ropuszek i ropuch, gościnnie zające, kuropatwy i łasice. Jeden lis przychodził bezczelnie w biały dzień i pił wodę z psiej miski, bo ogrodzenie mamy bardzo symboliczne. Ostatnio grzyby się pokazały (dokładnie jeden koźlak). I żywopłot mam wiązowy, puszczony trochę na żywioł. Piękny jest! I życie w nim tętni. W wycykanym ogródku mojej koleżanki może i ładniej, ale martwo jakoś. Tam chyba nawet dżdżownic nie ma, bo trawnik niszczą...

    OdpowiedzUsuń
  9. To u mnie mniej więcej tak samo wygląda, poza tym mam męża ogrodnika, sama wszystkiego nie robię. I powtarzam: wcale tak dużo tej roboty nie ma. Dżunglę mam wszędzie, taką miejscami trochę cywilizowaną, ale jednak...Mąż twierdzi, że nawet te moje warzywniki to jedna dżungla. Nie mam aspiracji, żeby było super porządnie, tylko żeby się wyżywić z nich. Zdrowo. Reszta jest wzorowana na naturze, ingerencja minimum, a wygląda nieźle. Grzyby też mam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Hura! Nie muszę mieć kompleksów! Nazywam mój ogród dziczą lekko kontrolowaną. I bardzo ją lubię. Nie jest źródłem wiecznej harówki, a oazą spokoju dla nas i dla ptaków. Co urosło i daje radę (ziemia tu słaba), to i rośnie. Mamy mnóstwo samosiejek - one wiedzą, co robią. I tak powoli obszar się zagęszcza ponad miarę nawet, a nie było tu niczego praktycznie. Jakiś świerk, stara, dzika grusza (uwielbiam ją), trochę dzikiego bzu. I stare jabłonie z pysznymi jabłkami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam taką gruszę. I stare jabłonie. I słabowatą ziemię...no, teraz już dużo się polepszyła.

      Usuń
  11. Wiesz, ja lubię rośliny PPZ - Posadzić - Podlać - Zapomnieć. A jest ich wcale niemało. Więc sadzę je w moim buszu, a one sobie same dają radę. Także wiele kwiatów ozdobnych takich jest - heliantusy czyli słoneczka, marcinki, żonkile, helenium, irysy i jeszcze trochę innych. Stare, dobre rośliny z wiejskich ogródków. Potem po ścieżce obok przejedzie się kosiarką (żaden trawnik, takie zielsko, jakie ty zastałam) i już wygląda, jakby nie wiem jakie rabaty tu były hi hi hi...

    OdpowiedzUsuń
  12. Oj, jakie my spryciule! Wszyscy się zachwycają moim "rajskim" ogrodem, a ja myk, myk, zielsko z frontu kosiareczką (głównie koniczyna) i dywanik taki mam, że hej! A jak miło boso po nim chodzić! Tu i tam upycham pelargonie w doniczkach (niektórych doniczek nie widać, tylko kwiaty), łan anemonów - jak fantastycznie się rozrastają! Konwalie, campanulle itp. Ot i tajemnica mojego raju.

    OdpowiedzUsuń
  13. Zapomniałam powiedzieć, że Tiki Kurzy Pasterz ma uroczy, uśmiechnięty pychol.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie. Przecież nie chodzi o to, żeby zabijać się robotą, tylko żeby było ładnie i przyjemnie, a jest, prawda? A Tiki to inna sprawa - chodzący problem, przynajmniej momentami. Otóż on czuje do mnie miłość wyłączną i bez granic. Mnie słucha na skinienie palcem, a innych ledwie toleruje. Jeszcze pół biedy z mężem i córką, ale do obcych potrafi być agresywny. Boi się po prostu. Taki mały, przestraszony, choć nie wiem dlaczego. Wychowałam go od szczeniaka razem z Luną. Ona - dostojna, łagodna, kochająca wszystkich i on - taki mały neuropatyk. Ale i tak go kocham...

      Usuń
  14. Podobnie bylo z moimi kurami. Chcialem wychowac je na dziko ale za kazdym razem lisy i pewnie inne stwory byly szybsze niz kury. Teraz trzymam je w ogrodzeniu. Mimo to nadal probuje znalesc rozwiazanie. Kilka liliputow fruwa przez plot, moze te loty ochronia je od drapieznikow.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nad tym myślałam nieraz i wymyśliłam tylko dwa rozwiązania: albo bardzo duża zagroda, gdzie były by prawie jak na wolności, albo podwórko, też dużo, gdzie oprócz kur są np.gęsi (świetni obrońcy) i taki piesek pasterski, jak nasz Tiki. Jeśli ma się dużo drobiu, to strata jednej kury przechodzi prawie nie zauważona, ale jeśli mało... Ja wolę je trzymać na ogrodzonym terenie także z innej przyczyny - nie muszę szukać jajek po krzakach :)

      Usuń