piątek, 7 marca 2014

Przednówek

   Way poprosiła, żebym napisała coś o przednówku  do jej przeglądu "BOBIO". Pomyślałam, że podzielę się tymi przemyśleniami także na blogu.
     Przednówek to nie tyle nazwa jakiegoś dokładnego odcinka czasu, ile stanu biedy i braku żywności. Kiedy skończyło się jedzenie z zeszłorocznych zbiorów, a nowe jeszcze nie urosło, to był przednówek. Dla niektórych, bardzo ubogich, zaczynał się on w środku zimy, dla innych dopiero późną wiosną. Ludzie dawniej zasadniczo żywili się zbożem i, od ok.XVIII wieku, ziemniakami; oraz mlekiem i nabiałem. Warzywa, owoce i grzyby były tylko uzupełnieniem tej diety, podstawą był chleb lub kasza, ewentualnie groch, doprawiony tylko innymi składnikami. Mięso, bardzo pożądane, bo kaloryczne, jadano raczej rzadko - z okazji świąt, przy niedzieli itp. Kury niosły się głównie wiosną i latem. Także gama rodzajów warzyw, które uprawiano, była dość uboga: kapusta, cebula, czosnek, marchew, buraki, groch, bób, szczaw, czasem sałata i ogórki. Tutaj pewna anegdota: moi dziadkowie ze strony ojca byli bardzo zachowawczy, uprawiali tylko to, co było uświęcone tradycją. Moja mama w czasie pobytu u nich na próżno szukała selera, pora, czy pietruszki na zupę. Dziadek oznajmił, że to pańskie fanaberie i oni tego nie jedzą. Dopiero żona mego wujka, osoba bardziej wykształcona i obyta, rozszerzyła ilość uprawianych warzyw. Do tej pory tutaj, gdzie mieszkam, prawie nikt nie zna szpinaku, zdarzyło się nawet, że pewna kobieta pytała mnie, jak wyglądają pory, bo ona jadła u znajomych taką dobrą sałatkę, a nie wie, co to jest....
     Oczywiście, sytuacja była różna w różnych regionach i nawet w różnych wsiach w tym samym regionie. Moja druga babcia, z miasteczka, znała przed wojną nawet szparagi i karczochy, bo ogrodnicy okoliczni je hodowali na potrzeby "państwa".
    Cechą tych warzyw i zbóż jest to, że dojrzewają dopiero pod koniec lata i jesienią, natomiast zapasy często kończyły się już po Wielkanocy. I tutaj pojawiał się paradoks: na świecie piękna, bujna wiosna, a w garnkach pusto. Kury często wtedy już zasiadały na jajkach, więc przestawały się nieść, bydło, czyli krowy, dopiero odzyskiwało siły po zimie, cieliło się i zaczynało dawać trochę mleka. Starsi gospodarze opowiadali mi, że po zimie, zwłaszcza jeśli była długa, krowy były czasem tak osłabione, że trzeba je było wynosić z obory na dwór. Zdarzało się też, że kiedy zabrakło siana i słomy, to rozbierano strzechy na budynkach gospodarczych, żeby nakarmić bydełko. Oczywiście nie dotyczyło to wszystkich, byli też bogaci gospodarze, którzy przednówka się nie bali.
    Wiosną gospodynie ratowały się, jak mogły, tym, co dawała dzika natura. Gotowały zupy i polewki z dzikich ziół. Najpopularniejsza (i bardzo smaczna) była pokrzywa i lebioda, czyli komosa, ale też młode pędy pałki wodnej, barszcz, dzika sałata, szczaw itp. Paradoksalnie to "głodowe pożywienie" dostarczało wielu potrzebnych o tej porze witamin i minerałów. Jednak, jeśli nie było "wzmocnione" kaszą, mąką czy mlekiem, powodowało na dłuższą metę rozstrój żołądka. Także jego mała kaloryczność sprawiała, że człowiek czuł się ciągle głodny. Dlatego bardzo pożądane były wszelkie dodatki - trochę mąki, tłuszczu czy mleka. Z braku słoniny, olej był bardzo pożądany. A uzyskiwano go z czego się tylko dało. Śmiało można powiedzieć, że ilość znanych i używanych olejów była większa, niż dzisiaj. Olej z konopi, z lnu, z maku, z rzepaku, ze słonecznika, nawet z orzechów (choć ten ostatni to był luksus, orzechy lepiej było zjeść całe).
     Ratunkiem było wtedy mleko krowie, bo kiedy krówki już najadły się świeżej trawy i wydały na świat cielęta, było go nawet sporo. Nie na darmo krowę nazywano "karmicielką".
    Dziś do łask wracają sałatki z dzikich ziół, prawdziwa bomba witaminowo-mineralna. Świeże, młode listki są bardzo smaczne i zdrowe. Można spokojnie jeść pokrzywę, jasnotę, podagrycznik, młode listki lipy, krwawnik, babkę itp. Także korzenie łopianu, jeszcze przed wydaniem liści, są po ugotowaniu bardzo smaczne, przypominają salsefię. Lepiej jednak zaczynać od niewielkich ilości, zwłaszcza osoby o delikatnym żołądku i jelitach powinny dawkować sobie dzikie zioła stopniowo.
     A teraz dygresja, nie związana z przednówkiem, która nasuwa mi się przy tej okazji. Czasem ukazują się publikacje, gdzie jakaś roślina spożywcza "odkrywana" jest jako trująca ponieważ zawiera związki, które mogą być szkodliwe. Na ogół nie podaje się ilości tych szkodliwych związków, wiadomo... Otóż wszystkie, naprawdę WSZYSTKIE warzywa i rośliny jadalne zawierają śladowe ilości trucizn. Tak, nawet jabłko i marchewka. Najmniej ich mają nasiona zbóż (z wyjątkiem tych nowoczesnych, bogatych w gluten). Stąd zjawisko "przejedzenia", kiedy po zjedzeniu większej ilości jakiegoś warzywa albo owocu "nie możemy już na niego patrzeć". Dlatego też najzdrowszy sposób odżywiania to taki, który jest jak najbardziej różnorodny i zawiera wszystkiego po trochu. W ten sposób szkodliwe związki nie kumulują się w organizmie.
   Teraz wybaczcie, idę zbierać listki na przednówkową sałatkę. W ogrodzie zieleni się wysiana jesienią roszponka, szpinak i cebula siedmiolatka. Pokrzywy i inne zioła tez wystawiają pędy z ziemi. Mam nadzieję, że te witaminy dodadzą mi siły do pracy, bo coś ostatnio z tym nie najlepiej.


17 komentarzy:

  1. Ano nie najlepiej z siłami...ale to też naturalne. Ziemia teraz zabiera, by później oddać z nawiązką :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ufff, całą zimę się uchowałam przed słabością, to teraz muszę z nią walczyć. wiem, że normalne. Mam nadzieję tylko, że zanim zaczną się właściwe prace, to mi już minie.

      Usuń
  2. Garść ciekawych informacji. Od mojej mamy nauczyłam się gotować zupę pokrzywową, a ona od swojego taty. To jedna z moich ulubionych zup, którą robię raz, może dwa razy w roku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też lubię tę zupę. Z młodych pokrzyw czasem robię coś w rodzaju szpinaku, wolę go nawet od tego prawdziwego.

      Usuń
  3. Agniecha, nasionka doszły! Dzięki wielkie, bardzo ciekawe i niespotykane. A te luzem to co to? Jak wysoko rosną?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Luzem łoboda, wersja jasnozielona.Wyrasta ponad metr. Pewnie znasz. Też lepsza niż szpinak, moim zdaniem.

      Usuń
    2. A wiesz, że łoboda w naszym regionie rośnie sama z siebie? Na pewno jednak nie taka. Jeszcze raz dzięki.

      Usuń
  4. Bardzo ciekawe wiadomości, dzięki.Zaskoczyłaś mnie tym, że podagrycznik jest jadalny. Pełno mam tego świństwa w ogródku, ale nigdy nie myślałam, żeby to jeść. Niestety ogródek jest od ulicy i chyba ten podagrycznik przez to nie nadaje się do jedzenia. Ale pokrzyw to może i spróbuję tej wiosny. I mlecza:))
    Przesilenie wiosenne zawsze się wiąże z różnymi słabościami, zdrowia i sił życzę!
    Przepraszam, a co to łoboda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bliska krewna naszej komosy albo inaczej lebiody, tylko bujniejsza. Kiedy w pierwszym roku naszego tu pobytu kazałam przeorać cały ogród i części jego nie zasiałam, to wyrosła mi komosa wysoka na prawie 2 metry! Albo niewiele mniej... W każdym razie taka duża, że się w niej chowałam. Wszyscy, którzy u nas wtedy byli, twierdzili, że czegoś takiego jeszcze nie widzieli.

      Usuń
  5. Przodkowie wiedzieli co dobre! U mnie w ogródku kilka pyszności przetrwało zimę: szpinak, sałata liściowa, pietruszka naciowa, seler naciowy i oregano. Codziennie kromeczka z taką porcją zieleniny idealna na zebranie sił, jeszcze muszę poeksperymentować z jakimiś 'dzikusami'.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można wymieszać, tylko uważaj, żeby się nie przytruć. Wiele można jeść, ale nie wszystko.

      Usuń
  6. Jak czytam o dawnych warzywach, które dzisiaj dla nas są chwastami to zastanawiam się, czy kiedyś wiśnie, gruszki będą roślinami ozdobnymi...

    Teraz dobra pora na obgryzanie pączków, ze wszystkich drzew z których zjadamy owoce spokojnie można zjadać pączki. Młodziutkie liscie i obrane pędy bzu czarnego to istna multiwitamina, za darmo w dodatku. Jak pisała Jagoda z umiarem wszystko i zróznicowanie, żeby potem nie opowiadać, ze przeczyściło itp. Czosnek niedźwiedzi już u mnie wychodzi, podagrycznik też był jedzony, mniszek jakoś stoi ze starymi listkami, nowych nie widzę, albo brudne od osadu z kominów. Myślę ze jedzenie chwastów to nie tylko dostarczanie niezbędnych witamin i soli mineralnych ale są też tam i składniki, które pozwalają oczyścić organizm z toksyn które pozbierały sie przez zimę. Jak mleko matki karmiącej niemowle zmienia sie nawet w składzie w ciagu doby tak i skład roslin dostosowuje się do tego co akurat człowiek potrzebuje, takze korzystajmy, posłuchajcie sie Jagody i po nowalijki nie do supermarketu ale na łąkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie powiedziane... Nic dodać, nic ująć. A wiesz, że w Stanach (znajoma mi opowiadała) wiśnie właśnie traktowane są jako ozdoba? Nikt ich owoców nie zbiera, bo to za dużo roboty.

      Usuń
    2. ech, nie nie wiedziałam o tym. A w Niemczech podobno nie zbierają grzybów, na wszelki wypadek żadnych. Ja tam też nie zbieram bo się nie znam, ale tam podobno większość się nie zna i jak ktoś zbiera grzyby to obcokrajowiec :).

      Mam ambitne plany jak najwięcej poznać dziko rosnących jadalnych roślin, potem przekazać tę wiedzę dzieciom i z nakazem aby zrobiły to samo. Choćby z takich praktycznych powodów, jak to że nigdy nie wiadomo co może człowiekowi życie ocalić. Jagodo jak wiesz coraz więcej osób ma przeróżne alergie, czy spotkałaś się może że ma ktoś alergię na takie dzikie rosliny jadalne? Nie chodzi mi o uprawne gatunki, ale zbierane z natury.

      Usuń
    3. To dlatego, że wiśnie dla nich za kwaśne, oni lubią wszystko słodkie. Pewnie dlatego dodają do wszystkiego cukier (na ogół w postaci syropu glukozowo-fruktozowego). Ze smutkiem obserwuję, że w Polsce też to się dzieje, odkąd weszły te wszystkie międzynarodowe korporacje :(

      Usuń
    4. Znajoma uświadomiła tych ludzi, że to można jeść, bo nawet nie wiedzieli. Zebrała wiadro i zrobiła im konfitury (czyli słodkie), powiedzieli, że dobre, ale oni tego robić nie będą, bo za dużo roboty z drylowaniem....

      Usuń
    5. Jakoś nie, raczej nie spotkałam nikogo z alergią na rośliny jadalne. Chociaż... chyba kiedyś był ktoś uczulony na poziomki, ale głowy nie dam. Z dzikimi roślinami trzeba ostrożnie, żeby rozstroju żołądka nie dostać.

      Usuń